Plener ślubny na wydmach w Łebie
Plener ślubny na wydmach w Łebie to było jedno z moich fotograficznych, ślubnych marzeń. Cieszę się ogromnie, że Natalia i Edmund, których pełen jesiennych kolorów ślub możesz zobaczyć tutaj, poczuli zew przygody i dali się na ten pomysł namówić. Decydując się na sesję poślubną, naprawdę warto zrobić to na sto procent. Poświęcić na to cały dzień, przygotować się, pojechać w miejsce, do którego normalnie nie ma okazji pojechać, na przykład nad morze lub w góry. Plener ślubny to naprawdę rzadka okazja, sesja, którą robi się zwykle raz w życiu. Można, a nawet trzeba, tę okazję wykorzystać i zaszaleć.
Jak zorganizować sesję ślubną na wydmach lub nad morzem?
Sesja ślubna na wydmach wymaga nieco przygotowania szczególnie jeśli, tak jak my, nie mieszkasz nad Bałtykiem. Do Łeby, gdzie mieliśmy zarezerwowany przytulny nocleg, pojechaliśmy już w piątek wieczorem. Nadchodząca sobota miała być ostatnim bezdeszczowym dniem października i musieliśmy to wykorzystać. Z Łeby do Słowińskiego Parku Narodowego słynącego z ogromnych, przypominających pustynię wydm, prowadzi droga przez las. W sezonie często kursują tam meleksy, które pozwalają zaoszczędzić nieco czasu. My jednak lubimy się ruszać i przejście tych 5 kilometrów nie stanowiło żadnego problemu i było super okazją żeby porozmawiać. Na wydmach byliśmy około godziny 14. Natalia i Edmund przebrali się w ślubne stroje i niedługo potem rozpoczęliśmy zdjęcia. Nieocenioną pomocą był mój partner, Wojtek, który choć niewidoczny na poniższych zdjęciach, ogarniał nam cały backstage. :)
Naturalny plener ślubny na wydmach
Mimo, że mogłabym skończyć sesję po 90 minutach, ponieważ był ogień i miałam już mnóstwo pięknych zdjęć, to szkoda mi było nie doczekać do złotej godziny i zachodu słońca. Warto było znieść wiatr plączący włosy, bo spektakl światła jaki nam zaserwowała natura był oszałamiający. Przyznaję szczerze, że jest to mój tegoroczny ulubiony plener ślubny na wydmach. Piękno miłości Natalii i Edmunda idealnie współgra z pięknem wydm.
Z pleneru ślubnego na wydmach wracaliśmy po ciemku, tą samą drogą przez las. Było to dość ciekawe doświadczenie, gdyż nie mieliśmy latarek. Wystarczyło jednak przyzwyczaić wzrok do ciemności i nogi same nas pewnie prowadziły aż do zaparkowanego przy wjeździe do parku samochodu. Dzień skończyliśmy obiadem w jednej z łebskiej restauracji i partyjką planszówek po powrocie do hotelu. To był fajny dzień.