Jest sierpniowe popołudnie, żar leje się z nieba. W przytulnym, drewnianym domku Rancza w Dolinie w sercu Puszczy Zielonki panuje wzmożony ruch. Świadkowa wiąże zwiewną sukienkę na plecach Marty, Michał gorączkowo rozgląda się za garniturem, ktoś rozlewa kolejkę Prosecco, ja poluję na kadry, a między nogami dystyngowanie przechadza się dumny pies. Atmosfera jeszcze jest spokojna, ale za moment wszystko przyspieszy. Ranczo w Dolinie to cudowne miejsce na reportaż ślubny, a ten będzie wyjątkowo pełen akcji.
Kadr z przygotowań do ślubu w Ranczo w Dolinie
Panna młoda czyli Marta, kobieta o urodzie tak subtelnej i delikatnej, że mój obiektyw siłą kieruję na inne niż ona kadry bo tak do niej lgnie, kończy przygotowania. Piękny w swej prostocie wianek ląduje na hebanowych, gładkich włosach. Przyjaciółki wygładzają sukienkę, patrzą na Martę jak w święty obrazek (nic dziwnego). W tym samym monecie przez gwar rozmów przebija się głośne “GDZIE JEST PIES? CHYBA UCIEKŁ” i pan młody, Michał, dobrze, że triatlonista i wysportowany, rzuca się pół nagi w pościg. W pokoju zapada na ułamek sekundy głucha cisza, nawet owady dają spokój z bzyczeniem.
Moi drodzy. Takie rzeczy dzieją się na ślubach i jest to zupełnie normalne. Co więcej, kocham takie sytuacje i nawet jeśli na moment podnosi się stężenie adrenaliny w krwi każdego gościa (i mojej!), to ogromnie miło później wspomina się takie przygody.
Prosecco spowalnia czas szczególnie na reportażu ślubnym
Mam szczęście do dziejących się ślubów, a ten Marty i Michała szturmem wybija się na prowadzenie jeśli chodzi o liczbę i intensywność wydarzeń. Po zlokalizowaniu psa, a jakże, w kuchni Rancza w Dolinie, zegar przyspiesza jeszcze bardziej. Nie na tyle jednak aby powstrzymać kogokolwiek z ekipy Marty i Michała od wypicia kieliszka prosecco. Potem jest jeszcze jeden moment, kiedy absolutnie każdy w domu przechodzi szybki zawał serca. To moment, kiedy Michał odkrywa, że nie zabrał spodni na swój własny ślub. Na szczęście są spodnie awaryjne – wszystko gra. Jest jeszcze przed oficjalnym ślubem, a ja już wiem, że to będzie dynamiczny reportaż ślubny, tak jak lubię.
Wesele końcem lata w Ranczo w Dolinie
Wesele Marty i Michała jest kolejnym, które wpisuje się w nurt slow wedding, nawet jeśli przygotowania działy się szybko. Po dostojnej ceremonii w kościele w Kiszkowie, emocjonalnych życzeniach i toaście powitalnym, goście wychodzą na dwór. Mamy piękny, sierpniowy dzień. Ostatni weekend wakacji, czas, który aż prosi się aby go uczcić chłonąc słońce i letnią atmosferę. Idziemy z Martą i dwoma Michałami (jeden Michał to filmowiec, namiary znajdziesz poniżej) na krótki plener fotograficzny.
Okolice Rancza w Dolinie są tak urokliwe, że zdjęcia można tworzyć praktycznie wszędzie. Ze zdziwieniem porównuję wygląd tych samych miejsc, które odwiedziłam na początku wakacji przy okazji ślubu Gosi i Adama. Światło pada już inaczej, zieleń ma inny odcień. To samo miejsce, a zupełnie inny ślub, inne wydarzenia przykuwają moją uwagę. To jest najlepsze w mojej pracy – nie ma dwóch takich samych wydarzeń.
Po krótkim plenerze, akurat kiedy słońce znika za horyzontem, rozpoczyna się dzika impreza. Młodzi, starsi, dzieci – niemal wszyscy goście weselni dają nura na parkiet, który momentami drży tak mocno, że zastanawiam się czy mury rancza to wytrzymają. W przerwach między setami wjeżdża fotobudka, wspólne pogaduchy na tarasie, nadganianie nowinek przy okazji picia toastów przy stołach. Nawet wieczór jest przyjemnie ciepły. Po krótkich oczepinach z żalem pakuję sprzęt do plecaka i żegnam się z moimi M&M. To był bardzo dobry dzień, a ja nie mogę się doczekać aż siądę do obróbki zdjęć. Ten reportaż ślubny Marty i Michała możesz właśnie obejrzeć poniżej.
Sukienka Marty: Ochocka Atelier
Film: Kurtyna Videos
Miejsce: Ranczo w Dolinie